„Czy może być gorzej?” i dlaczego tak właśnie się dzieje, dopóki nie zrobimy porządku w sobie...
- Magda

- Jul 31
- 3 min read

Wiele razy myślałam, że to już ostatni raz. Że teraz będzie lepiej. Że w końcu spotkałam kogoś, kto nie powieli schematów z przeszłości. Że tym razem się uda.
Ale nie udało się.
Po związkach, które miały być czymś dobrym, lepszym, dojrzalszym okazało się, że każdy z nich był tylko trudniejszy, bardziej raniący, bardziej wymagający od mojej psychiki, granic i poczucia wartości. A ostatnia znajomość? Była jak finałowy egzamin z tego wszystkiego, co przez lata ignorowałam lub usprawiedliwiałam.
I choć czasem chcemy wierzyć, że „może jednak nie”, że „ta osoba to wyjątek”, że „to moje trigger’y, a nie ich zachowanie” prawda jest taka, że życie wystawia nas na próby, dopóki nie zaczniemy mówić mu jasno: „Już wystarczy. Teraz ja jestem najważniejsza. Już się uczę. Już nie powtórzę.”
Nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być gorzej
To powiedzenie, choć brutalne, trafia w sedno. I działa nie tylko w kontekście finansów, zdrowia czy losowych trudności. Najsilniej objawia się w relacjach.Dlaczego? Bo to właśnie w relacjach odbijają się nasze nieprzepracowane rany, traumy, brak granic i głód bycia kochaną za wszelką cenę.
Zbyt często myślimy:„Ten człowiek nie zrobi mi tego, co poprzedni.”„Nie wszyscy są tacy sami.”„Ja się już zmieniłam, więc to będzie inne.”
Ale jeśli ta „zmiana” polega tylko na tym, że wiesz więcej i czujesz inaczej, a nie działasz inaczej, to w praktyce nic się nie zmieniło.
Dopóki my się nie zmienimy, życie będzie nam podstawiać te same lekcje
Być może to nie brzmi jak coś, co chcemy usłyszeć, ale z mojego doświadczenia i mojego podcastu, i setek rozmów z kobietami po przejściach jasno wynika jedno:
Dopóki nie zrobimy porządku z samą sobą, relacje będą tylko boleć bardziej.
Wciąż będzie trafiać się ktoś, kto:sprawdzi nasze granice, przetestuje naszą gotowość do poświęceń, naciśnie ten sam trigger, który znałyśmy od lat, odtworzy wzór z dzieciństwa: „jeśli jestem wystarczająca, to zasłużę na miłość”.
Aż w końcu z bólem, zmęczeniem i determinacją, zaczynamy rozumieć:
Nie chodzi o to, że ludzie są gorsi. Nie chodzi o to, że „mam pecha”.
Chodzi o to, że ja siebie nie postawiłam na pierwszym miejscu.
Najpierw porządek w sobie, potem inna jakość relacji
Dopiero kiedy zaczynamy naprawdę siebie widzieć nie jako ofiarę, nie jako ratowniczkę, nie jako superwoman, która „da radę” tylko jako człowieka z emocjami, granicami, potrzebami i prawem do miłości bez warunków, wtedy coś się zmienia.
Nie da się wyleczyć siebie będąc ciągle na emocjonalnym polu minowym.
Nie da się poczuć spokoju w relacji, jeśli w środku wciąż mamy chaos.
Nie da się przyciągnąć zdrowej miłości, jeśli nie umiemy dać jej sobie samej.
Ale kiedy zaczynasz: mówić „nie”, przestajesz tłumaczyć czyjeś złe zachowania, wychodzisz, kiedy trzeba, zamiast „próbować bardziej”, czujesz, że nie jesteś już głodna miłości za każdą cenę, KIEDY MASZ W SOBIE SPOKÓJ....
...to życie przestaje testować Cię tym, co najbardziej bolało.
Czy to się dzieje od razu? Nie.
Czy to wymaga odwagi? Tak. Czy czasem się cofniemy? Oczywiście.
Ale każda chwila, w której wybierasz siebie nawet jeśli to tylko „wyjście z toksycznej rozmowy”, „wyłączenie telefonu”, „odpuszczenie relacji, która boli” ... to krok ku nowej wersji życia. Takiej, w której nie musisz pytać:„Czy może być gorzej?”Bo wiesz już, że może być lepiej. I to zależy od Ciebie.
To Ty jesteś tą, na którą czekasz...
Mam nadzieje, że moje doświadczenia i przemyślenia pomogą Ci w budowaniu własnej wartości i lepszych relacji. Nie zatrzymuj tego wpisu tylko dla siebie. Podaj go dalej, innym kobietom. Tym, które być może właśnie teraz znowu czują, że coś się sypie. Że znowu „to nie to”. Że miało być inaczej, a znów boli. Może mają wrażenie, że każda kolejna relacja jest trudniejsza, bardziej skomplikowana, bardziej wymagająca. Może, tak jak my kiedyś, trzymają się jeszcze nadziei, że wystarczy się bardziej postarać, bardziej kochać, bardziej dopasować… żeby w końcu zasłużyć. Ale prawdziwa zmiana nie przychodzi z zewnątrz.
Nie pojawia się wtedy, kiedy ktoś nas pokocha lepiej niż poprzedni. Ona zaczyna się po cichu, od środka. Od szeptu, który mówi: „To ja jestem tą, na którą czekałam.”
I może właśnie ten moment, ta chwila, ten tekst, to spotkanie z samą sobą stanie się początkiem czegoś nowego.
Nie obiecuję Ci, że będzie łatwo. Ale obiecuję, że warto.
A jeśli czujesz, że to, co tutaj przeczytałaś, to nie tylko słowa, ale echo Twojego własnego doświadczenia zapraszam Cię dalej. Na ten blog, do mojego podcastu, na media społecznościowe, do tej przestrzeni, gdzie nie musisz być gotowa, żeby zacząć.
„Bałagan Samotnej Matki” to nie jest miejsce idealnych rozwiązań. To nie poradnik, jak żyć bez bólu.To przestrzeń, w której uczymy się, jak z bólu zbudować coś prawdziwego.
To droga, na której nie udajemy, że wszystko mamy pod kontrolą, ale uczymy się, jak odzyskać siebie kawałek po kawałku. Bo ten bałagan? On nie musi być końcem. Może być początkiem, Twojego powrotu do siebie.
Z czułością
Magda




Comments